„NIEDZIELA, 28 PAŹDZIERNIKA 2012, 19.29
Wstaję i patrzę na łóżko. Wstrzymuję oddech, bojąc się, że nie wytrzymam i wybuchnę.
Nie będę płakać.
Nie będę płakać.
Powoli klękam, kładę ręce na brzegu łóżka i przesuwam palcami po żółtych gwiazdach na granatowej kołdrze. Wpatruję się w te gwiazdy, aż wreszcie zmieniają się w niewyraźne plamy - to z powodu łez, które napływają mi do oczu.
Zaciskam powieki i wtulam głowę w łóżko, wczepiając się palcami w koc. Ramiona zaczynają mi drżeć i nie mogę już dłużej powstrzymać szlochu. Zrywam się na równe nogi, krzyczę, zdzieram koc z łóżka i rzucam go na drugi koniec pokoju.
Zaciskam pięści i gorączkowo rozglądam się wokół, szukając jeszcze czegoś, czym mogłabym rzucić. Chwytam poduszki i ciskam nimi w kierunku lustra z odbiciem dziewczyny, którą kiedyś znałam. Odwzajemnia moje spojrzenie, szlochając żałośnie. Wściekam się na nią za jej słabość. Dobiegamy do siebie i uderzamy pięściami o lustro, rozbijając je w drobin mak. Tysiące błyszczących kawałków szkła spadają na dywan”[1].
„(...)Teraz oczywiście napompujesz sobie ego.
- Pewnie tak - śmieje się. - Musisz szybko mi dowalić, bo zaraz stanie się równie wielkie jak twoje.
- Przydałaby ci się zmiana fryzury - wyrywa mi się. - Jest beznadziejna. Grzywka wpada ci do oczu, jakbyś był Justinem Bieberem. To strasznie wkurzające.
Przeczesuje palcami włosy, po czym opacia plecami na łóżko.
- O rany. To naprawdę zabolało. Wygląda na to, że myślałaś o tym już od jakiegoś czasu.
- Od poniedziałku - przyznaję.
- Poznaliśmy się w poniedziałek. Czyli od samego początku nienawidzisz moich włosów?
- Z krótkimi przerwami. Milczy przez dłuższą chwilę, po czym znów się uśmiecha.
- Nie wierzę, że ci się podobam.
- Cicho”[2].
[1] Hoover C., Hopeless. 2014, s.11.
[2] Tamże, s. 111.