Nasze menu
Ho ho ho, cóż to było za magiczne spotkanie: wręczyłyśmy sobie prezenty, stawiając w tym roku na własną inicjatywę, czyli to co mole książkowe lubią najbardziej: dedykowane cytaty z ulubionych książek/albo takich do przemyślenia (or both), ręcznie wykonane zakładki, wyszydełkowane serca i oczywiście upieczone smakowitości. Nie mogło też zabraknąć (to już nasza mała świecka tradycja) Muminkowych akcentów!
A potem był czas na jeszcze więcej magii, czyli wrażenia z ostatniej przeczytanej w tym roku kalendarzowym książki: Baśni, których nie czytano dziewczynko Myriam Sayalero (@wydawnictwo_dwukropek (przekład Barbara Bardadyn, il. Mikołaj Rejs)I dyskusja nad tym czemu ich nie czytano, i jak bardzo się różnią od tego, do czego przywykłyśmy (czyli bierności, uległości głównych bohaterek, skupienia na wyglądzie i ratującego z opresji księcia). Bo dostałyśmy opowieść o bardzo różnorodnym świecie, w którym ceni się mądrość kobiet/dziewcząt, ich roztropność, spryt, i to właśnie, a nie ich wygląd, jest czymś co cenią sobie wchodzący z nimi w relację książęta i królewicze.
Uczestniczki pochłonęła również dyskusja na temat pewnych zabiegów zastosowanych w baśni i ich prawdopodobieństwu w odniesieniu do akceptacji kłamstwa ze strony bliskich osób (long story short: ile razy uwierzysz, ze twoja żona urodziła kota?)
„Mogę być kolejną osobą, która powie: bądźmy dobrzy, a nie źli, szanujmy się nawzajem. Tylko po co? Wolę zabrać kogoś w swoistą podróż, która pozwoli mu doświadczyć czegoś autentycznego, przeżyć jakieś emocje i spojrzeć na świat nieco inaczej. To daje dużo lepsze efekty niż głoszenie kazań i powtarzanie: bądźmy dobrymi ludźmi”.*
Zabrałyśmy Kereta na spacer, w ruchu i w zmieniającej się scenerii rozmawiałyśmy o kilku opowiadaniach, ze zbioru „8% z niczego”, skupiając się na tym, jak skonstruowane są opowiadania, jakimi emocjami przesycone, czy czytelne jest ich przesłanie, i czy w ogóle nam jako czytelniczkom jest to potrzebne, by autor wmuszał w nas swoje przekonania moralne (czego nie robi, jak coś).
Nasze rozmowy zajęły również kwestie bardziej egzystencjalne, podejmowania decyzji, dokonywania wyborów, znajdujące odbicie w końcowym opowiadaniu pt. „Druga szansa”, a dokładnie możliwości wyboru drugiej ścieżki życiu, aleee po wypróbowaniu i przeżyciu pierwszej. Zgodziłyśmy się, że jakkolwiek kusząca jest ta propozycja, to rodziłaby kolejne dylematy, a nie niwelowałoby samego przymusu obrania jakiejś drogi. Decyzję i tak trzeba podjąć i oprzeć o to jaki kontekst akurat tu i teraz jest nam dany. A potem przyjąć konsekwencje, również i te, że żałujemy podjęcia takiej a nie innej decyzji.
Cóż to była za fabularna przygoda: seanse spirytystyczne, cyrk, relacje przemocowe (zarówno rodzinne, jak i romantyczne), językowe dezynwoltura (dość powiedzieć, że to na łamach tej powieści po raz pierwszy pojawia się słowo „geek”) oraz obfitości tematów do poruszenia!
W planach jeszcze oglądanie ekranizacji oraz dokończenie rozmowy o poruszanych w książce wątkach, ale już w oparciu o wrażenia z dwóch realizacji.
„Czy życiem człowieka rządzi przypadek? Przypadek, którego nie da się przewidzieć, któremu nie da się zapobiec, którego nie można cofnąć, przekreślić ani unieważnić? Czy nasze wybory mają jakiekolwiek znaczenie? Mówiąc krótko: czy jesteśmy kijami bilardowymi, bilardzistami czy bilardowymi kulami? Graczami czy pionkami w grze?”. Zygmunt Bauman,
Sztuka życia
Tym razem tyle w nas się kłębiło tematów do obgadania po lekturze powieści Mieko Kawakami Heaven, że od razu przeszłyśmy do dyskusji. Tym bardziej, że powieść dotyka bardzo trudnych tematów rówieśniczej przemocy i sposobów (nie)radzenie sobie z nią. Autorka, o czym wspomina w wywiadach, zastanawia się nad tym, jak ludzie próbują sobie pomóc, gdy znajdą się w ekstremalnie trudnej sytuacji. Jedni, podobnie jak narrator tej powieści Maroko, będzie się starał podjąć jakieś działania po okresie totalnej bezradności, drudzy, jak Kojima, jego koleżanka z klasy, zaczną doszukiwać się głębszego sensu w cierpieniu, którego doświadczają.
W maju na #dyskusyjnyklubksiazki rozmawiałyśmy o reportażu @piotr_milewski_author “Tokio, opowieści z Dolnego Miasta”. Niestety, nie końca zadowolone byłyśmy z lektury tej książki, trudno nam było wczuć się w klimat tej snutej z bardzo detaliczną precyzją opowieści o Tokio. Trudność płynięcia z rytmem czytanej historii potęgował fakt, iż rozdziały nie wiązały się ze sobą, a były zamkniętymi częściami, czasami z powtarzanymi wcześniej już historycznymi detalami, czy informacjami typograficznymi (np. rozważania nad alternatywnymi trasami rowerowymi w skądinąd ciekawym rozdziale o codzienności mieszańca japońskiej metropolii) które wprowadzały zamieszanie. A szkoda, bo spomiędzy tych rozdziałów można było wybrać te opowieści, które przedstawiały ciekawą i nieznaną stronę Tokio (ach jak brakowało zdjęć np. tych pieczołowicie opisanych charakterystycznych budowli miejskich), że aż rozmarzyłyśmy się wspólnie nad wyprawą w tamte rejony. Zastanawiałysmy sieteż czy nasze wrażenie byłyby inne gdybyśmy wizytę w tym mieście miały już za sobą. Czułyśmy bowiem, że być może wtedy jej niespieszny rytm, skupienie na detalu, a nie na bohaterach miasta (choć tak obiecywał blubr) byłoby czymś co by nas przy niej zatrzymało.
I wzięłyśmy również udział w warsztatach komiksowych „Najpierw pomysł, potem kreska” prowadzonych przez Sebastiana Frąckiewicza, autora książki, „Ten łokieć źle się zgina, rozmowy o ilustracji” w @ckzamek w ramach #festiwalfabuły , podczas, których pracowałyśmy nad scenariuszem naszych przyszłych wizualnych opowieści.
„Jedno z popularnych powiedzeń w Edo (obecnie Tokio) brzmiało: Iseya, Inari ni inu no kuso. Przetłumaczyć je można następująco: Tym, co w Edo można znaleźć na każdym rogu, są: restauracja Iseya, chram Inari i psia kupa. Stosowano je, by opisać coś, co jest wszędobylskie i powszechne. Odnosiło się przede wszystkim do Dolnego Miasta*”.
Przy czym prawdziwe teraz już jest tylko to drugie: chramy Inari, w których „czci się boginię o tym samym imieniu (płeć jest tutaj kwestią umowna, Inari bywa również przedstawiana jako mężczyzna, a także jako istota bez atrybutu płci).
To bogini płodności, rolnictwa, rybołówstwa i przedsiębiorczości. Wspierają ją białe lisy, kitsune. (…).
Japończycy przypisują lisom magiczne zdolności. Według nich są mądre, przebiegłe i długowieczne. Bywają wyrozumiale i miłosierne, ale czasem jednak mściwe i okrutne. Ich mądrość i moce rosną wraz z wiekiem”.
“Tak jest okej” stwierdza w pewnym monecie protagonistka powieści YA Marin, gdy z wizytą wpada do niej jej przyjaciółka Mabel.
Okej? Ale z czym? Kiedy? Kogo i czego tak naprawdę dotyczy tytułowa fraza? Na te pytania starałyśmy się odpowiedzieć podczas drugiego już w marcu, spotkania Dyskusyjnego Klubu Książki.
Za bazę pod nasze rozkminy posłużyła nam książka „Tak jest okej” @nina_lacour w przekładzie Anny Pliś.
Doszłyśmy do wniosku, iż główna bohaterka Marin, zmagając się z żałoba po śmierci dziadka, jak i stratą pewnej wizji ich relacji, zachęca do budowania w sobie akceptacji wobec niepewności, zmian i niewiedzy, jako permanentnego stanu, w którym jesteśmy , i to nie tylko jako młodzi ludzie. Brzmi okej, nie? Ale pewnie nie jest to łatwe…i wymaga praktyki, jak medytacja!
„Opowiadali o którymś z wielkich cadyków, że kiedy uczniowie pytali go o sekret jego mądrości, on odpowiedział: „To proste. Jak siedzę, to siedzę, jak stoję, to stoję, a jak idę, to idę”. Na to uczniowie: „Ale nauczycielu, przecież my robimy tak samo co ty!”. A on: „Nie. Wy jak siedzicie, to już stoicie, a jak stoicie, to już idziecie”. Uwaga jest trudną postacią miłości”.
Obiecana druga część cytatu powyżej, a poniżej lekki zarys tego, co doświadczyłyśmy na ostatnim spotkaniu, w którym idąc tropem tytułu książki Michała Cichego chciałyśmy szczególnie rozgościć się we frazie „Zawsze jest dzisiaj” i złapać, przytrzymać ten moment.
W pierwszej więc jego części korzystając z ćwiczenia Jona Kabta-Zinna, opisanego w książce „Życie piękna katastrofa” ćwiczyłyśmy uważność w jedzeniu. Było to szczególne wyzwanie dla kogoś, kto nie lubi rodzynków, bo to na nich musiałyśmy trenować.