Menu

default_mobilelogo

 Jeśli polubiliście/łyście wydaną wcześniej trylogię Delirium, tej samej autorki, z pewnością z zaciekawieniem zerkniecie, do napisanej co prawda wcześniej, ale wydanej dopiero co, powieści z życia amerykańskiej nastolatki. Niby to już było i niby fabularnie jest tak samo, a jednak klimat rodem z filmu Dzień świstaka zmienia wszystko.

„Zdumiewa mnie, jak łatwo wszystko się zmienia, jak łatwo wyruszyć tą samą drogą, co zawsze, ale dotrzeć w zupełnie inne miejsce. Jeden fałszywy krok, jeden postój, jeden skrót i nagle dorabiasz się nowych przyjaciół albo fatalnej reputacji, albo chłopaka, albo złamanego serca. Nigdy nie zdawałam sobie z tego sprawy. Nigdy tego nie dostrzegałam. Co najdziwniejsze, wydaje mi się jakby wszystkie te możliwości istniały jednocześnie, jakby każda chwila naszego życia składała się z ułożonych warstwami momentów, z których każdy inaczej wygląda”.[1]

„Czemu rozgadałaś, że to ona? No dobra, rozumiem, że w tamtej chwili mogłaś się przestraszyć, byłaś zażenowana. Ale potem…? Czemu wszystkim opowiedziałaś? Czemu to rozniosłaś? Lindsay trzęsie się coraz bardziej i przez sekundę wydaje mi się, że nie odpowie albo skłamie. Ale nagle zaczyna mówić bardzo spokojnym głosem, w którym pobrzmiewa coś, czego nie rozpoznaję. Może to rozgoryczenie.

- Wydawało mi się, że nie będzie tego ukrywała w nieskończoność. – Mówi takim tonem, jakby ją to nadal zdumiewało po tylu latach. – Myślałam, że wreszcie opowie wszystkim, co się tam naprawdę wydarzyło. Że będzie się bronić. – Jej głos załamuje się i słychać w nim nutkę histerii. – Czemu nigdy się nie broniła? Nawet raz. Tylko…brała to na siebie? Czemu?

Myślę o wszystkich tych latach, kiedy Lindsay kryła w sobie tę tajemnicę, to sekretne ja […]

Myślę też o momentach, kiedy sama milczałam, cierpiąc katusze, ale bojąc się powiedzieć lub zrobić coś nie tak[…]”.[2]

„[...]Pokłóciłaś się z Robem? […]

- Nie, mamo. Boże.

- Nie mów do mnie tym tonem. Próbuję ci pomóc.

- No jasne, ale nie pomagasz.

Nawet się nie odwracam, tylko wchodzę jeszcze głębiej pod kołdrę. Słyszę szelest i wydaje mi się, że mama podejdzie i siądzie obok mnie. Tak się jednak nie dzieje. Gdy byłam w pierwszej klasie liceum, po wielkiej kłótni z mamą tuż za progiem mojego pokoju namalowałam czerwonym lakierem do paznokci linię i zapowiedziałam, że jeśli kiedykolwiek ją przekroczy, to się już do niej więcej nie odezwę.[…] Wtedy właśnie tego chciałam, miałam jednak nadzieję, że mama wkrótce o tym zapomni. Ale od tamtego dnia jej noga nie stanęła w moim pokoju”.[3]


[1] Oliver L.: 7 razy dziś. 2015. ISBN 978-83-7515-344-6, s. 232.

[2] Tamże, s. 329.

[3] Tamże, s. 110.