Menu

default_mobilelogo

„Dzięki, chłopaki. Naprawdę jesteście jak bracia. - Jesteśmy ci to winni, Meto - stwierdza z poważną miną Oktawiusz. - Działaliśmy wszyscy razem, a oni uczepili się tylko was dwóch.

Dzięki, ale nie przejmujcie się, wszystko się jakoś ułoży.

Czuję, że mój towarzysz niedoli potrzebuje rozmowy.

-Klaudiuszu! Mogę podejść na chwilę? - szepczę do niego.

- Nawet na całą noc, jeśli chcesz. Jestem zbyt zdenerwowany, żeby zasnąć.

Wdrapuję się do jego wnęki. Siadamy w głębi, z nogami zwieszonymi w pustkę. Mówi spokojnie, a mimo to w tonie jego głosu wyczuwalna jest złość:

- Robią z nas trochę naiwnych, łatwych do zmanipulowania Maluchów, którzy niechcący popełnili wielkie głupstwo. Nie podoba mi się to. Jeszcze niedawno byliśmy Dużymi i sami decydowaliśmy o swoim losie. Dzisiaj próbują nas zdegradować do poziomu Błękitnych, piskląt, które dopiero co wypadły z gniazda, zastraszonych przez Cezarów.

 

- Tak, jest właśnie tak, jak mówisz. Ale z czasem poznają naszą wartość. Na razie są nieufni. Wkrótce udowodnimy im, że nie ma do tego podstaw, że jesteśmy uczciwi, a jedyne, czego chcemy, to żeby wszyscy byli szczęśliwi. - A ty sądzisz, że nie popełniliśmy żadnych błędów?

_ Jeżeli masz na myśli Romula, to uważam, że mieliśmy powody, żeby mu zaufać”[1].

 


[1] Grevet Yves: Meto. T. 2: Wyspa. 2015, s. 52-53. ISBN 978-83-63696-50-4.