Menu

default_mobilelogo

 „Ubrany w pogrzebowy garnitur jeżdżę metrem udając szarego człowieka zmierzającego do pracy. Zawsze wybieram sobie ofiarę – najsmutniejszą osobę, jaką zdołam wypatrzyć. Wysiadam na tym samym przystanku co ona i ją śledzę”.

Podążając za ofiarą udaję, że posiadam zdolności telepatyczne. W głowie przemawiam – myślę? – do ofiary: „Nie rób tego. Nie idź do pracy, której nienawidzisz. Poświęć dzisiejszy dzień na coś, co naprawdę uwielbiasz robić. Przejedź się kolejką górską. Popływaj nago w oceanie. Pojedź na lotnisko i dla zabawy wsiądź do pierwszego lepszego samolotu. A może zatrzymaj palcem wirujący globus i zaplanuj wycieczkę w to miejsce; jeżeli trafiasz w środek oceanu, zawsze możesz tam dopłynąć statkiem.

Zjedz jakąś potrawą z kuchni regionalnej, której nie znasz. Zatrzymaj nieznajomą kobietą na ulicy i poproś, aby opowiedziała ci o swoich największych lękach, skrywanych w tajemnicy nadziejach i pragnieniach, a kiedy to zrobi, wyjaśnij, że pytałeś, bo interesuje cię jako człowiek. Usiądź na chodniku i narysuj coś kolorową kredą. Zamknij oczy i spróbuj zobaczyć świat za pomocą nosa – niech węch stanie się twoim wzrokiem. Porządnie się wyśpij. Zadzwoń do starego przyjaciela, z którym nie widziałeś się kopę lat. Podwiń nogawki spodni i wejdź do morza. Obejrzyj zagraniczny film. Nakarm wiewiórki. Zrób coś! Cokolwiek!Rewolucja rozpoczyna się od ciągu pojedyńczych decyzji, od kolejnych wdechów i wydechów. Tylko proszę, nie wracaj do tego ponurego miejsca, do którego codziennie przychodzisz. Pokaż mi, że człowiek może być jednocześnie dorosły i szczęśliwy. Błagam! Żyjemy w wolnym kraju. Jeśli nie masz na coś ochoty, nie musisz tego robić. Możesz robić cokolwiek chcesz. Możesz być kimkolwiek chcesz. Tego właśnie uczą nas w szkołach, ale jeżeli ty nadal będziesz wsiadał do metra i przyjeżdżał do znienawidzonego miejsca, nie pozostanie mi nic innego jak dojść do wniosku, że nauczyciele kłamią – podobnie jak naziści, którzy zapewniali Żydów, że przenoszą ich do fabryk. Nie rób nam tego. Powiedz prawdę. Jeśli dorosłość oznacza wykonywanie do końca życia niewolniczej pracy, której człowiek serdecznie nienawidzi; rozwód z mężem, który potajemnie wdwał się w afery kryminalne; rozczarowanie własnym synem; życie w stresie i przygnębieniu; związek z jakimś pozerem i samooszukiwanie się, że jest idolem, a nie naprawdę podłym człowiekiem, co dostrzega każdy, kto uścisnął jego oślizgłą dłoń – jeżeli nie należy spodziewać się niczego lepszego, chcę to wiedzieć już teraz. Oszczędź mi tego cholernego losu. Błagam”.

            Podróż powrotna zawsze wprawia mnie w jeszcze większe przygnębienie, ponieważ jadę otoczony wolnymi ludźmi – wyszli właśnie z pracy i wracają właśnie do rodzin, które sami sobie stworzyli – a mimo to wciąż nie wyglądają na radosnych [1].


[1] Quick, Matthew: Wybacz mi, Leonardzie. 2014, s. 89-92.