Menu

default_mobilelogo

[rec. książki Feynmana R. P., Pan raczy żartować, panie Feynman! Przypadki ciekawego człowieka]

Kiedy słyszymy o wielkim naukowcu, a zwłaszcza o nobliście, to przed oczyma kreuje nam się obraz ascetycznego mnicha nauki, który poza swoją wąską dziedziną zainteresowań nie widzi bożego świata[1]. Taka postać wydaje się monolityczna, zamknięta w hermetycznym środowisku ludzi podobnych do siebie i krótko mówiąc, jest blisko granicy szaleństwa. Nie wiem, czy tak opisani naukowcy w ogóle istnieją, ale jestem pewien, że są wśród nich chlubne wyjątki takie jak Richard Feynman. Dowodzi tego między innymi jego autobiografia – „Pan raczy żartować, panie Feynman!”.
Richard Feynman jest postacią niezwykle barwną. Kiedy po raz pierwszy zajrzałem do jego autobiografii, stwierdziłem, że pisarze, którzy tworzą postacie i fabułę od samego początku, są zdecydowanie pozbawieni wyobraźni. To, co może przydarzyć się człowiekowi w jego własnym, realnym życiu, wydaje mi się stokroć ciekawsze od wyimaginowanych fantastycznych historii.
W swojej autobiografii wybitny fizyk opisuje najciekawsze anegdotki ze swojego życia. Począwszy od pożaru jaki zdarzył się w jego domowym „laboratorium”, kiedy był jeszcze małym dzieckiem, poprzez przygody na studiach, aż po historie związane z budową pierwszej na świecie bomby atomowej w projekcie Manhattan. Nie zabrakło również opowiadania o swojej nagrodzie Nobla i problemach z niej wynikających. Choć Feynman przeprowadzał naukowe eksperymenty, gdzie tylko się dało, a jego największą pasją była fizyka, był pomimo tego osobą bardzo ciekawą całej reszty świata. Oprócz fizyki interesowały go między innymi muzyka, rysowanie, halucynacje i ładne kobiety.


Marek Demiański opowiada w prologu książki o tym, jak czterdziestodwuletni Feynman po przyjeździe do Warszawy pierwszym krokiem udał się do studenckiego klubu, gdzie najpierw nauczył orkiestrę grać sambę (którą był zafascynowany po pobycie w Brazylii w czasie karnawału), a potem porywając co ładniejsze dziewczyny, poprowadził spontaniczny kurs tańca. Nad samym ranem przypomniał sobie, że za kilka godzin ma wykład, do którego jeszcze nie zdążył się przygotować. Autobiografia takiego człowieka musi być ciekawa i warta przeczytania.
W swoich szalonych opowiadaniach fizyk przedstawia niewiarygodne zdarzenia, które zaobserwował, takie jak działanie cenzury w Los Alamos (ośrodek naukowy, w którym realizowano projekt Manhattan), marne podejście do zabezpieczeń dokumentów i danych w tym ośrodku, czy działanie oświaty w Stanach Zjednoczonych (w późniejszych latach jego kariery). To ostatnie urzekło mnie osobiście najbardziej. Każdy uczeń wie, jak wyglądają podręczniki. Feynman, wtedy już jako wybitny fizyk, miał okazję przynależeć do komisji, która oceniała podręczniki pod kątem merytorycznym i zatwierdzała je do użytku w szkołach. W praktyce procedura okazywała się istną paranoją, podręczniki pod względem merytorycznym były bezwartościowe, natomiast do druku trafiały z najwyższymi ocenami, ponieważ nikt inny ich nie czytał. Gdy przeczytałem przykłady bezsensownych zadań, z których naśmiewał się fizyk-noblista, śmiałem się razem z nim. Później otworzyłem własny podręcznik od matematyki i choć zdania były bliźniaczo podobne do poprzednich, nie było mi zupełnie do śmiechu…
Trudno też nie polubić samego autora, o którym ktoś kiedyś wspomniał, że jest to pół geniusza i pół bufona. Natychmiast jednak trafnie się poprawił mówiąc, że Feynman jest właściwie całym geniuszem i całym bufonem naraz. Feynman ma wysoką samoocenę, często krytykuje innych z wyższością. Ale to, dlatego że ten człowiek dokładnie znał swoją wartość i ilość pracy, jaką wkładał w swoje sukcesy. Nigdy też, nawet pomimo nagrody Nobla, nie przyrównywał się do najbardziej znanych fizyków jak Bohr czy Einstein. Z szacunkiem patrzył na ludzi posiadających swoje pasje, choćby najbardziej oddalone od jego zainteresowań. W swojej karierze przeżywał kilka kryzysów, jak każdy. Ich opisy mogą się stać dla wielu czytelników dobrą motywacją do dalszej pracy.
Mogę się założyć, że polskie tłumaczenie nie oddaje pełni charakteru autora. Miałem przyjemność czytać wstęp do „Feynmana wykładów z fizyki” w oryginale (to już książka czysto techniczna), w którym praktycznie każde słowo zawiera jakiś żartobliwy kontekst, a cały tekst niewiarygodnie tętni życiem. Pomimo, że tłumaczenie nie jest aż tak genialne, albo nasz język nie pasuje do słów wybitnego fizyka, historie i anegdoty nadal pozostają te same – zabawne, nieprawdopodobne, dające do myślenia.
Do kogo jest skierowana lektura? Jeśli komuś na samo słowo „fizyka” przechodzą ciarki po skórze, to może lepiej niech sobie podaruje, ponieważ to słowo powtarza się wiele razy, odmienione przez wszystkie przypadki… Na szczęście poza nim żadne inne techniczne zganienia nie są poruszane. Bardziej rozczarowani z pewnością będą ci czytelnicy, którzy chcą dowiedzieć się o osiągnięciach autora w dziedzinie fizyki, o jego odkryciach, za które dostał Nobla, niż ci, którzy za wszelką cenę chcą uniknąć kontaktu z Fizyką. Książkę powinien oczywiście przeczytać każdy szanujący się fizyk, jednak i naukowcy z innych dziedzin (również humanistycznych) docenią Feynmana za jego błyskotliwość i uniwersalne podejście do rzetelności naukowej.
Dlaczego książkę warto przeczytać? Przede wszystkim dlatego, że jest życiowa i mądra, i zamiast pokazywać prawdy o świecie w symbolach (do jakich przyzwyczailiśmy się, albo już wkrótce przyzwyczaimy się na przykładzie szkolnych lektur), pokazuje świat takim, jakim jest. Feynman czerpał ze swojego życia bardzo dużo radości, przeżywał ciekawe i komiczne sytuacje. Tym niemniej oprócz śmiechu, lektura zmusza czytelnika niekiedy do refleksji. Czytanie tej autobiografii jest naprawdę dobrą rozrywką, po którą warto sięgnąć, aby zmienić swoje nawyki czytelnicze i spojrzeć na świat innym okiem – okiem „szalonego” fizyka.


Stefan Rucki

________________________________________
[1] Feynman Richard P., Pan raczy żartować, panie Feynman! : przypadki ciekawego człowieka. 2007, s. 6.