Menu

default_mobilelogo

Łowcy Autografów, choć prawda taka, że to Łowczynie (;-)) zawitały na spotkanie autorskie z rosyjską pisarką kryminałów Aleksandrą Marininą. Spotkanie odbyło się w ramach 3. Edycji Poznańskiego Festiwalu Kryminałów - Granda

Sobotnie popołudnie, półmrok Auli Artis w Collegium Da Vinci, tłumy oczekujących i lekko się niecierpliwiących czytelników. To pierwsza wizyta tej pisarki w naszym mieście, więc oczekiwania wśród zgromadzonych osób są ogromne. Moderatorką spotkania jest literaturoznawczyni prof. B. Kaniewska, nieukrywająca swoich osobistych czytelniczych inklinacji do obyczajowych powieści z kryminalnym wątkiem.

Spotkanie przebiega bardzo dynamicznie, pada mnóstwo pytań o początki tworzenia, rytuały pisarskie, doświadczenia w pracy w milicji, feministyczne korzenie głównej bohaterki. Pojawiają się subtelne próby wybadania, jaki będzie ciąg dalszy przygód głównej bohaterki cyklu powieści kryminalnych.

Większość pytań publiczności zadawana jest w ojczystym języku autorki i klimat na sali robi się bardziej nieformalny, znika granica między widownią a autorką, spotkanie przybiera postać bardzo osobistej rozmowy, padają, więc pytania dotyczące relacji w małżeństwie, kobiecości, starzenia się.

Jesień ma swoje ogromne plusy, bo z czytelniczej perspektywy to początek pasma szczęśliwych chwil dla każdego Książkoluba.

Po pierwsze wznawiamy po wakacyjnej przerwie spotkania DKK, po drugie aura pogodowa sprzyja czytaniu, po trzecie wreszcie, to właśnie wtedy tradycyjnie spotykamy się z innymi Klubowiczami podczas Integracyjnych Spotkań Młodzieżowych Dyskusyjnych Klubów Książki.

Nie inaczej było i tym razem. 20 września w siedzibie Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej i Centrum Animacji Kultury spotkałyśmy się z innymi młodzieżowymi DKKakami z Wielkopolski na warsztatowych zajęciach z twórczego pisania relacji z rozmaitych tematycznie wydarzeń. Zajęcia poprowadziła Paulina Surniak – blogerka (autorka poczytnego blogu o książkach Miasto Książek), anglistka, podróżniczka, redaktorka i tłumaczka w Wydawnictwie Poznańskim.

Tytuł tej popularnonaukowej powieści nie jest przypadkowy. Jej autor wielokrotnie podczas spotkań z pensjonariuszami zakładów psychiatrycznych, lekarzami, psychiatrami zastanawia się nad granicami własnej normalności i tego, w jakim stopniu Skala Obserwacyjna Skłonności Psychopatycznych stworzona przez Boba Hare’a i służąca za podstawowy kwestionariusz w orzekaniu zaburzeń psychopatycznych w amerykańskich szpitalach, jest wiarygodnym narzędziem diagnostycznym.

Książka napisana jest przystępnym językiem, momentami ironicznym i przez pryzmat jednostkowej historii stara się pokazać wielowymiarowość poruszanego zagadnienia, począwszy od pierwszych prób diagnozowania chorych, poprzez ukazanie rozmaitych, również kontrowersyjnych, terapii.

Oczywiście książka nie rości sobie pretensji do bycia w jakimkolwiek stopniu wyczerpującym tematykę kompendium, bliżej jej do subiektywnych relacji, dzienników z osobistych życiowych odkryć, doświadczeń, co sprawia, że pomimo wagi poruszanych zagadnień, nie przytłacza, nie wprawia w przygnębiający nastrój, przy jednoczesnym uniknięciu spłycenia tematu.

Po warsztatach tworzenia recenzji i pisania chwytliwych wstępów prezentujemy pierwszy lead, napisany przez jedną z członkiń naszego młodzieżowego DKK.

Kliknęlibyście w niego, by czytać dalej? My tak, zdecydowanie!

 

Historie zaklęte w ludziach

To nie jest powieść mówiąca o tym, jak zmienić swoje życie, podejmując spontaniczną decyzję. To nie jest powieść mówiąca o życiu w trudnych czasach. Nocny pociąg do Lizbony to - niekiedy gorzkie, niekiedy słodsze - rozmyślania o skomplikowanej nauturze człowieka i tym dziwnym świecie w jakim przyszło się nam urodzić.

[JB]

28 kwietnia, piątkowe popołudnie, Empik na Placu Wolności.

Zamiast szykować się na wycieczkę poza miasto udałyśmy się na spotkanie z autorką cyklu Czas żniw - Samanthą Shannon.

Pisarka po raz pierwszy przyjechała do Polski, ale Poznań był drugim miejscem, które odwiedziła w naszym kraju. Niestety przed spotkaniem nie zdążyła nawet przez chwilę pospacerować uliczkami naszego miasta, więc nie wiadomo, czy tak jak w przypadku odwiedzonej dzień wcześniej Warszawy poczuje przyjemne wibracje i umieści naszą poznańską przestrzeń na kartach swoich powieści. Zapytana o taką ewentualność pisarka żartobliwie skomentowała, iż obiecuje to w każdym z dwudziestu krajów, w których była.

Z uwagi na premierę trzeciej części cyklu – Pieśni jutra – spotkanie, a zwłaszcza pytania, w większości dotyczyły konstruowania powieściowego uniwersum i tego, co zrozumiałe w kontekście czekania dwóch lat na trzecią część, kiedy pojawi się kolejna – czwarta część.

Wspomniane czekanie spowodowane było trudnościami, jakie nastręczało autorce pisanie scen akcji. Jak sama nadmieniła konieczność pamiętania, kto, kiedy, kogo kopnie, jaką nogą jest trudniejsze niż tworzenie dialogów. Zapytana o przemycanie własnej biografii na karty powieści odpowiedziała, że tak dosłownie zdarzyło się to raz i dotyczyło jednej z wypowiedzi Paige, tej w której mówi ona, iż „jej umysł kreuje same potwory”.

Dowiedziałyśmy się, że mimo ogromu literackiego przedsięwzięcia pisarka całą fabułę siedmioczęściowego cyklu ma w głowie, i potrafi przenosić się pomiędzy tymi światami, jakby istniały realnie, nie potrzebuje więc żadnych zapisków, choć – uwaga: dociekliwi i uważnie czytający - w jednej z dotychczasowych powieści pojawił się błąd, a mianowicie pisarka napisała coś, co powinno było pojawić się dopiero w późniejszych częściach.

Brytyjska prasa okrzyknęła Samanthę mianem nowej J. K. Rowling. Sama zaś autorka o ile nie stroni od podkreślanie jak wielkim czytelniczym doświadczeniem był cykl o Harrym Potterze, zaznacza, że nigdy by nie miała śmiałości by takie porównania czynić. Trudno jednak nie mieć takich skojarzeń, choćby dlatego, że cykl w zamyśle ma być siedmioczęściowy, bohaterowie poczytują „Potomka codziennego”, a akcje dzieje się w Londynie…

Kwietniowy DKK to pierwsze w tym roku kalendarzowym spotkanie z kryminałem, by je urozmaicić w trakcie rozmowy na temat fabularnych wątków, intryg rozważałyśmy również, czy książka polskiego pisarza spełnia kryteria przyjęte dla tego gatunku według definicji podanych przez mistrzów kryminału: Chandlera, Knoxa i van Dine’a. Na wspomnianych listach reguł, jakie powinna spełniać powieści, by określić ją mianem powieści kryminalnej znaleźć można obok kuriozalnych stwierdzeń, np. „w książce nie może pojawić się żaden Azjata” lub „morderca może być tylko jeden”, również takie, które są fundamentalne.

Wojciech Chmielarz (nota bene jeden z czołowych, nagradzanych pisarzy kryminalnych, autor świetnego cyklu warszawskiego z inspektorem Mortką, będącym rodzimym odpowiednikiem komisarza Wallandera ) w jednym ze swoich artykułów wspomina, że świetny kryminał to taki, który zawiera twist w fabule, coś fabularnie niespodziewanego, ale wiarygodnego, co wywraca do góry nogami nasze wcześniejsze czytelnicze założenia. Najbardziej znanym i pamiętnym jest ten, który zastosowała Agatha Christie, w powieści „Morderstwo Rogera Ackroyda”, czyniąc mordercę narratorem.

W „Uwikłaniu” nie mamy do czynienia aż z tak wielkim przewrotem, ale pewna gra z naszymi oczekiwaniami jest prowadzona. Pewien trop interpretacyjny podsuwa już sam tytuł i motto powieści „Nie ma złych, są tylko uwikłani”, bo jak się okazuje podczas lektury tytułowe słowo odsyła nie tylko do rodzinnych powiązań i przeświadczenia, że jesteśmy powielającymi familijne traumy i przepracowującymi je w kolejnych pokoleniach jednostkami, lecz również do nierozliczonych kart z historii naszego kraju. Klamrą spinającą całość jest natomiast niespełniona miłość.

[tytuł postu jest jedną z reguł wymienionych na liście S.S. van Dine’a w 1928 roku, na łamach American Magazine – listy zaczerpnięte zostały stąd]

[jmb]

Jako powieść długa i  filozoficzna ”Nocny pociąg do Lizbony ”, wymaga od czytelnika skupienia. Wiele z naszych klubowiczek poległo: na początku, w połowie (nieliczne dotrwały), ponadto na spotkaniu nieoczekiwanie pojawiło się kilka nowych osób, które tej książki wcześniej nawet nie widziały. Dlatego też zdecydowałyśmy się na film.

Film nie był już ani tak długi, ani tak filozoficzny jak książka, co było jednocześnie dobre (bo zbyt długi przy takiej, a nie innej interpretacji byłby nie do wytrzymania) i złe (z uwagi na całkowitą utratę atmosfery powieści).

Pisaniu recenzji towarzyszą różnorodne emocje - w zależności od tego jak oceniamy swoje krytycznoliterackie umiejętności i w jakim stopniu znamy test o którym będziemy pisać, choć z tym ostatnim stwierdzenie można polemizować, a przynajmniej przekornie zrobił to Oscar Wilde konstatując, że „nigdy nie czytam książki, o której mam napisać. Tak łatwo się zasugerować”.

Wiadomo do czego zmierzamy - musimy napisać krytyczny tekst, ująć w nim analizę i interpretację tekstu literackiego i nade wszystko przedstawić swoją ocenę. I właśnie ten ostatni subiektywny aspekt budzi w nas często obawy, na ile mamy ujawniać swoje odczucia, na ile czujemy się kompetentnymi w tej materii.

Na te, przeważnie formalne wątpliwości, udało się znaleźć odpowiedzi podczas warsztatów prowadzonych przez krytyczkę literacką Elizę Szybowicz (będąc dekakowiczem (ką) - członkiem Dyskusyjnego Klubu Książki - nie tylko mamy możliwość rozmowy o książkach, ale również brania udziału w spotkaniach autorskich i zajęciach warsztatowych, organizowanych przez WBPiCAK w Poznaniu), choć oczywiście musiałyśmy się wcześniej przygotować. Zostałyśmy poproszone o przeczytanie kilku recenzji przesłanych przez prowadzącą, jak również wybranie jednej z ostatnio przeczytanej książki i zarekomendowanie jej w kilku słowach. W trakcie zajęć praktycznie omówiłyśmy poszczególne elementy kompozycyjne recenzji, wybór strategii recenzenckich w zależności od obiorcy i medium, funkcjonowanie recenzji książki we współczesnych mediach.