Menu

default_mobilelogo

 „Sprawy ułożyłby się lepiej, gdyby przeżyła. Stało się jednak inaczej: odeszła, gdy byłem jeszcze dzieckiem; i chociaż winę za wszystko, co mi się przytrafiło od tamtej pory, ponoszę tylko i wyłącznie ja, kiedy ją straciłem, zniknął mi z oczu ostatni punkt orientacyjny, który mógł mnie doprowadzić w jakieś szczęśliwsze miejsce, ku życiu bardziej towarzyskiemu i radosnemu”.[1]

„I zrozumiałem to, choć jest to straszna świadomość. Nie możemy wybrać, czego chcemy, a czego nie chcemy, taka jest trudna, samotna prawda. Czasem chcemy czegoś, choć wiemy, że to nas zabija. Nie da się uciec przed tym, kim jesteśmy”.[2]

„Bo: jeśli definiują nas nasze tajemnice w przeciwieństwie do oblicza, które pokazujemy światu, w takim razie ten obraz był tajemnicą, która wyniosła mnie ponad powierzchnię życia i pozwoliła mi dowiedzieć się, kim jestem. I tkwi tam: w moich notesach, na każdej stronie, mimo iż pozornie jej tam nie ma. Sny i magia, magia i delirium. Jednolita teoria pola. Tajemnica o tajemnicy”.[3]

 „Nie każdy potrafi to zrozumieć, lecz honor jest wszystkim, co niektórzy mężczyźni mają na tym świecie. Bogaci mogą sobie pozwolić na to, by tracić i odzyskiwać reputację, kupują ją sobie więc tak beztrosko, jak gdyby zamawiali nowy samochód albo przemeblowywali willę, ale w przypadku innych ludzi sprawa wygląda zupełnie inaczej. Im mniej zamożny człowiek, tym wyżej ceni honor. Anglicy nie rozumieją tych odwiecznych zasad. Ich żony mogą się całować z innymi mężczyznami, pić alkohol i tańczyć z nieznajomymi, a mężowie tylko przyglądają się temu z uśmiechem.

Mężczyzna okradziony z honoru umiera za życia. Gdyby tak się stało, nie może więcej pokazać się na ulicy, chyba że nie oderwie oczu od bruku pod nogami. Nie mógłby pójść do herbaciarni, zagrać partyjki tryktraka ani obejrzeć meczu piłkarskiego w pubie. Chodziłby przygrabiony, miał zaciśnięte pięści i zapadłe oczy, a w obliczu plotek stałby się apatycznym wrakiem człowieka, który dosłownie niknie w oczach. Nikt nie zwracałby uwagi na jego słowa, bo nie byłyby warte więcej niż zeschłe łajno.(…)Baba wcale nie umarł na marskość wątroby(…) ostatecznie zabił go dyshonor.

„Park zauważył nową dokładnie w tej chwili co wszyscy inni. Stała z przodu, przy pierwszym wolnym miejscu. Siedział tam jakiś pierwszoklasista. Położył swoją torbę na siedzeniu obok i patrzył uparcie w druga stronę. Wtedy każdy, kto siedział sam, przesunął się tak, by zablokować puste miejsce. Park usłyszał, jak Tina parska śmiechem. Uwielbiała takie sytuacje. Nowa wzięła głęboki oddech i przeszła w głąb autobusu. Nikt na nią nie patrzył. Park też próbował, ale się nie dało. Dziewczyna wyglądała dokładnie jak ktoś, komu przydarzają się takie sytuacje.

Była nie tylko nowa, ale też duża i dziwna. Miała wariackie włosy, nie dość, że kręcone, to jeszcze wściekle rude. I ubrana była jak...jakby c h c i a ł a, żeby się na nią gapiono. A może po prostu nie docierało do niej, że wygląda jak człowiek-porażka. Miała na sobie koszulę w kratę - męską koszulę. Obwieszona była mnóstwem dziwacznych naszyjników, a na nadgarstkach zawiązała sobie apaszki. Przypominała Parkowi stracha na wróble albo jedną ze szmacianych laleczek, które jego mama trzyma w komodzie. Wyglądała jak coś, co nie przeżyje w naturalnym środowisku"[1].

 „Ale jednak coś zrobił. Stał się szpiegiem, tajnym agentem we własnym domu, czuwającym pod drzwiami, podsłuchującym rozmowy telefoniczne, czujnym, ostrożnym i podejrzliwym. (…)Obserwował jednak uważnie swą matkę, choć przecież była tak słodka i niewinna, że czuł wyrzuty sumienia z powodu swych wątpliwości[1]”.

 „Obudziłem się dziś rano i zobaczyłem szron tuż przy framudze. Nagle pomyślałem o ojcu i o szafce na dole w gabinecie i leżałem tak, oddychając bardzo cicho, a potem wstałem i wiedziałem już, dokąd pojadę. Zwlekałem jednak, czekałem, nie ruszałem się przez dwie godziny, bo tak naprawdę jestem tchórzem, boję się tysiąca rzeczy, może nawet miliona. Na przykład: czy można jednocześnie cierpieć na klaustrofobię i bać się otwartych przestrzeni? W windach wpadam w panikę, stoję w metalowej trumnie, a po moim ciele spływa pot, serce tłucze się w piersi i mam straszne uczucie, że zaraz się uduszę; zastanawiam się, czy drzwi w ogóle się jeszcze otworzą. Następnego dnia gram na boisku – nie znoszę baseballu, lecz w szkole każą nam uczestniczyć w grach zespołowych – stoję zatem na boisku i otacza mnie rozległa, olbrzymia przestrzeń, a ja czuję się, jakbym wzleciał z powierzchni ziemi w kosmos. W takich chwilach muszę walczyć z przemożnym pragnieniem rzucenia się na ziemie i przywarcia do niej z całych sił”[2].

„Piekarz nie był zbyt towarzyski. Nie wymienili między sobą żadnych grzecznościowych zwrotów, ograniczając się do koniecznej wymiany słów, koniecznych informacji. Czuła się w jego obecności niezręcznie i to się jej nie podobało.(...) Była matką, miała trzydzieści trzy lata i wydawało jej się, że każdy, a zwłaszcza ktoś w wieku tego piekarza - mężczyzny, który mógłby być jej ojcem -  musi mieć dzieci przechodzące przez ten wyjątkowy czas tortów i przyjęć urodzinowych. Pomyślała sobie, że przynajmniej coś takiego musi ich łączyć. Ale on zachowywał się wobec niej obcesowo - nie był niegrzeczny, tylko obcesowy. Dała za wygraną i już nie próbowała się z nim zaprzyjaźnić".

Do konkursu piękności "Miss Holocaustu" w Izraelu zgłosiło się pięćset kobiet ocalonych z Zagłady. Rozpiętość wiekowa od siedemdziesięciu czterech do dziewięćdziesięciu siedmiu lat…

No, to we właściwym wieku są kandydatki. Ja mam dziewięćdziesiąt dwa.

Finalistki cieszyły się z udziału, ale spotkały się z krytyką.

Przeżyły własna śmierć, niech się z tego cieszą. Jeśli osoba wiekowa jest zadbana, to dlaczego nie ma wziąć udziału? Myślę, że krytyczni reagują ci, którzy historię Zagłady znają ze słyszenia i dla nich to tylko makabra. A ja pamiętam, jakie żarty sobie robiłyśmy w Ravensbrück. Krematorium pracowało non stop, w całym obozie był dym i śmierdziało palonymi kośćmi, a my mówiłyśmy, że z tej będzie popiołek biały, a z tamtej niebieski, bo ma błękitną krew. Robiłyśmy uwagi, która pójdzie do nieba, a która do piekła. Nie można żyć cały czas poważnie. Trzeba było mieć jakiś humor”.[1]

W końcu mnie zatrzymali. W Dover, kiedy próbowałem wjechać do kraju. Cóż, tak właściwie to się tego spodziewałem, choć w pierwszej chwili zaskoczyło mnie, że szlaban się nie podnosi. Zabawne, jak pokręcone bywa życie. Dotarłszy tak daleko, chyba już uwierzyłem, że mimo wszystko wrócę do domu bez przeszkód – choćby po to by wytłumaczyć się mamie. No wiecie, bez udziału osób trzecich. Ale wyszło jak wyszło”.[1]

„Bywa, że gdy ludzie proszą cię o pełne wyjaśnienie, ty doskonale wiesz, że tak naprawdę oczekują czegoś całkiem innego. Marzy im się krótkie podsumowanie, które potwierdzi ich dotychczasowe przypuszczenia – coś, co będzie pasować do odpowiedniej rubryki w policyjnym formularzu”.[2]